W Biuletynie Informacji Publicznej pojawiły się oświadczenia majątkowe urzędników chocianowskiego magistratu. Czy stawiane publicznie zarzuty, że urzędnicy zarabiają za dużo są zasadne? Na to pytanie można odpowiedzieć porównując m. in. zarobki w innych samorządach naszego regionu.

Postanowiliśmy sprawdzić i porównać zarobki kadry kierowniczej naszego magistratu. Jak nasza gmina wypada na tle innych? Okazuje się, że w chocianowskim samorządzie pensje oscylują w granicach średniej ogólnopolskiej i poniżej średniej w naszym regionie.

- Pracownicy budżetówki z roku na rok zarabiają coraz mniej w relacji do średniej krajowej i płacy minimalnej – donoszą ogólnopolskie media. - Gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej w 2004 roku, kwota bazowa służąca za podstawę wyliczenia urzędniczej pensji wynosiła ponad 200 procent płacy minimalnej. W ubiegłym roku było to niewiele ponad 85 procent płacy minimalnej, w 2020 już tylko 78 procent – czytamy.

W 2019 roku więcej od naszego włodarza (109 tysięcy złotych) zarobili m.in. wójt gminy Grębocice (132,8 tysięcy złotych), burmistrz Przemkowa (ponad 151 tysięcy złotych), a nawet zastępca burmistrza Polkowic (123,5 tysiąca złotych). Co ciekawe gorzej zarabiają także Sekretarz Urzędu Miasta i Gminy Chocianów, która w 2019 roku otrzymała 128 tysięcy złotych (w Polkowicach na tym stanowisku można było zarobić ponad 175 tysięcy złotych) oraz Skarbnik naszej gminy. Stanisława Potoczna w 2019 roku zarobiła tylko 140 tysięcy złotych, z kolei jej odpowiedniczka z Polkowic 169,5 tysiąca złotych.

Także na tle innych zawodów lokalni urzędnicy wypadają słabo. Na przykład dyrektorzy sklepów potrafią rocznie zarobić nawet 200 tysięcy złotych. Warto pamiętać, że na urzędnikach spoczywa duża odpowiedzialność za wykonywane obowiązki, pozyskiwanie i rozliczanie milionowych dotacji i realizacja inwestycji.

Jak donosi Gazeta Prawna urzędnicy w całym kraju chcą solidnych podwyżek i uważają, że ich pensje są zbyt niskie. Podobne odczucia mogą mieć potencjalni kandydaci do pracy na stanowiska urzędnicze. W skali kraju wolnych etatów jest bardzo dużo. Podstawową przyczyną tak dużej liczby wakatów jest fakt, że urzędnicy odchodzą do prywatnych firm, które płacą więcej. Dotyczy to w szczególności specjalistów. Ich zarobki teoretycznie po zmianie pracy mogą wzrosnąć nawet dwukrotnie.

Zdaniem związkowców urzędnik może liczyć na około dwa tysiące złotych pensji. To mniej więcej tyle, ile zarabia kasjer w Biedronce. Ponadto praca w urzędzie nie wiąże się najczęściej z jakimikolwiek dodatkowymi benefitami. Dane o zarobkach urzędników zebrała firma Sedlak&Sedlak. Wyłania się z nich obraz grupy niezbyt możnej. Jedna czwarta urzędników w Polsce zarabia poniżej 2 750 zł brutto, więc w kieszeni zostaje im najwyżej 1 982 złote. Zarobki połowy z nich mieszczą się w granicach 2 750 – 4 560 zł brutto, a to oznacza, że na rękę mają od 1 982 do 3 244 złotych.

Jednak nie wszyscy urzędnicy mają tak niskie dochody. Nie tak dawno głośno było o zarobkach asystentek szefa NBP. Ich zarobki mogły sięgać nawet 65 tys. zł miesięcznie. Głośno zrobiło się także ostatnio wokół pomysłu posłów, którzy postanowili dać sobie podwyżki, jednak Senat RP skutecznie uniemożliwił im taki ruch. Jedynymi fachowcami, którzy mogą liczyć na wyższe pensje, to informatycy. To oni w ostatnim czasie odpowiadają za wdrażanie strategicznych rozwiązań, a pensje mają przekonać ich do pozostania na swoich stanowiskach.

[KN]